piątek, 2 września 2016

III

Podniosłem ją i ostrożnie włożyłem do wody. Drgnęła, gdy schyliłem się nad nią sięgając po wonny piasek i porzuconą przez służkę gąbkę. Zwilżona substancja lekko się spieniła, a po pomieszczeniu mocniej rozszedł się kwiatowy zapach. Przesunąłem dłonią po jej barku rozprowadzając drobne ziarenka. Zesztywniała, jednak nie próbowała ponownie uciec, jakby z każdą chwilą się poddawała. W ślad za palcami delikatnie pieszczącymi jej skórę wędrowała gąbka z zapamiętaniem zdzierająca warstwę brudu.
Gdy uznałem, że jej plecy oraz ręce są już porządnie wyszorowane wziąłem kolejną porcję proszku, by rozprowadzić go od szyi po wystające z wody połówki piersi. Powoli posuwałem się niżej, a jej jedyną reakcją było uważne obserwowanie moich dłoni. Musnąłem różową brodawkę. Zacisnęła smukłe palce na krawędzi balii, gdy spokojnie masowałem piersi. Następnie zająłem się jej nogami sunąc kolistymi ruchami w górę. Powoli pomogłem jej wstać, by dokończyć mycie. Gdy się pochyliłem jej łono znalazło się na przeciwko mojego nosa, a jej włoski niemalże mnie łaskotały. Nawet nie drgnęła, kiedy moje dłonie znalazły się na jej brzuchu, krzyżu, pośladkach. Dopiero muśnięcie rdzawych loczków spotkało się z niepewnym przestąpieniem. Patrzyłem na jej twarz rozprowadzając pianę po łonie i delikatnie wędrując palcami między uda. W jej oczach pojawiły się iskierki, jednak czego nie mogłem stwierdzić. Pod palcami czułem pracujące mięśnie, jakby szykowała się do ucieczki, jednak drżenie dłoni mówiło mi, że nie jest w stanie. Zwyczajnie paraliżował ją strach przed tym, co się może wydarzyć.
Może bała się, że mi odbije... że w jednej chwili wyszarpnę ją z balii, a w następnej stanie się już ofiarą gwałtu? Może przeraził ją fakt, że jest sama wśród obcych ludzi, a może jednak przypomniała sobie, o swoim udziale w rebelii i podejrzewa jak mogę zareagować, skoro ostatnio widziała mnie z Ariutem. Kto to wie.
Dałem jej znak,aby ponownie usiadła, a gdy to uczyniła zabrałem się za wyszorowanie jej włosów. Ostrożnie przechyliłem ją, aby zamoczyć to powstałe jej na głowie gniazdo. Wziąłem olejek z jednej z przygotowanych wcześniej buteleczek, który wtarłem w kołtuny, by następnie grubym grzebieniem spróbować się ich pozbyć. Starałem się być delikatny, jednak wiedziałem, że moje starania spełzają na niczym, przez poziom splątania włosów, jakby grzebienia nie widziały od lat... Dotarłem do poziomu zadowalającego, po czym stwierdziłem, że dalsze jej męczenie jest bezsensowne i musi się tym zająć ktoś bardziej doświadczony. Zgarnąłem więc jeszcze trochę proszku i porządnie wtarłem w skórę głowy dziewczyny. Jeszcze tylko ją opłukać i będzie jak świeżo narodzona.
Gdy krople lejące się spod sufitu spłukiwały z niej mydliny, przygotowałem puszysty ręcznik, by ją okryć. Zakręciłem wodę, rozpostarłem materiał i skinieniem poprosiłem, aby wyszła. Spełniła polecenie, po czym niepewnie stanęła przy krawędzi balii.
-Wytrzyj się porządnie, nie chcemy przecież, abyś się rozchorowała od przeciągu, prawda?- powiedziałem otulając ją szczelnie.- Teraz prosiłbym o wybaczenie, ale tym razem to ja muszę się umyć, twój brud zamiast grzecznie spłynąć, postanowił emigrować na mnie- dodałem ściągając mokrą koszulę.
Pozostałe części garderoby trafiły za koszulą do kosza przy jednej ze ścian, a ja rozkręcając przepływ wody znalazłem się pod przyjemnie zimnym strumieniem. Stojąc tyłem do dziewczyny szybko tarłem skórę, by pozbyć się kurzu i potu, zarówno mojego, jak i jej. Głowę wyszorowałem tak samo prędko, a wszystkim czynnościom towarzyszyło odczucie jej spojrzenia prześlizgującego się po moim ciele. Jednak, gdy woda przestała płynąć, a ja sięgałem po ręcznik dla siebie, ona stała twarzą do ściany.
Woda skapywała jej z kosmyków tworząc morką plamę na ręczniku na wysokości pośladków. Po jej postawie było widać, jak kurczowo trzyma się tego kawałka materiału, a bose stopy wybijały znany tylko jej rytm na mokrej podłodze.
Przetarłem włosy i twarz, po czym ręcznik owinąłem wokół bioder. Oparty o balię po raz kolejny zastanawiałem się kim ona jest.
Znaleziona w dziwnych okolicznościach podczas sprzątania po ataku rebelii, choć na wieść o niej zachowuje się jakby nie wiedziała o czym mowa...
Nerwowa, jednak nie w sposób w jaki jest osoba, która świeżo trafiła do niewoli.
Przerażona, jakby zdawała sobie sprawę z czegoś, o czym my nie mamy pojęcia.
Posłuszna, przynajmniej względem mnie, niczym zaszczute zwierzę wiedzące, że nie ma już odwrotu.
Delikatna, jak lalka wychowana pod kloszem.
Łączy w sobie tyle warstw społecznych, jakby każdej musiała się nauczyć, bo do żadnej nie pasuje.
Obserwowałem ją, a przedłużająca się cisza zwiększała jej niepokój. Widziałem wzrastające poczucie zagrożenia, niemalże czułem bijący od niej zapach strachu. Jej ciało samo zdradzało zamiar nim jeszcze dotarł on do umysłu. Wiedziałem co zrobi, zanim rozpoczęła ruch, gdy spróbowała więc uderzyć głową w ścianę, byłem już obok powstrzymując ją przed tym. Jedna ręka powędrowała na czoło, by na wszelki wypadek amortyzować uderzenie, druga przycisnęła szczupłe ciało do mnie, aby nie wyskoczyła do przodu.
Czekałem aż jej oddech się uspokoi, a wraz z tym odejdą głupie pomysły.
Jej miały wywietrzeć z głowy, mi natomiast zaczęły przychodzić.
Słodki zapach po kąpieli połączony z jej naturalnym aromatem. Ciepło ciała przebijające się przez zwoje materiału. Miękkość skóry wyczuwalna pod palcami. Uścisk, w którym ją trzymałem. Tak niewiele bodźców, a moje ciało postanowiło przejąć inicjatywę.
Czułem, jak krew burzy się po skórą, jak wyostrzają się zmysły, by przyjąć przyjemność. Napięte nerwy wydawały się palić w oczekiwaniu na jej dotyk, a uśpiona do tej pory męskość budziła się do życia.
Wiedziałem, że muszę to zakończyć nim się zacznie na dobre. Nim będzie za późno, by bez przeszkód wrócić do codziennych czynności. Nim organizm podejmie swoją złośliwą grę niwecząc wszystkie włożone dotychczas wysiłki w zachowanie spokoju.
Odsunąłem ją trochę zanim upewniłem się, że nic nie strzeli jej do łba. Puściłem ją, przełożyłem ręcznik, aby miała wolne ręce i ciągnąc za jedną wyprowadziłem na korytarz. Oboje potrzebowaliśmy chwili dla siebie, jednak lepiej, żeby ktoś to dziewczę pilnował...
-Ani!
Mój krzyk poniósł się po pustych korytarzach, by rozpłynąć się w tupocie stóp na drewnianej posadzce. Blond warkocz podskakiwał w rytm jej szybkich kroków, a spódnica łopotała niemal utrudniając jej chód. Sprawnie podeszła, skłoniła się i z pytaniem w sarnich oczach czekała na polecenie. Przywodziła mi na myśl dobrze ułożonego psa.
-Ani, musisz naszej nowej podopiecznej znaleźć coś w co mogłaby się przyodziać, a ona obieca ci, że nic się nie wydarzy, prawda? Grzecznie pójdziesz się ubrać i zrobisz co ci każe, jeśli nie, przykro mi, ale będziemy zmuszeni inaczej porozmawiać- powiedziałem przekazując jej dłoń w ręce służki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz