Podniosłem
ją i ostrożnie włożyłem do wody. Drgnęła, gdy schyliłem się
nad nią sięgając po wonny piasek i porzuconą przez służkę
gąbkę. Zwilżona substancja lekko się spieniła, a po
pomieszczeniu mocniej rozszedł się kwiatowy zapach. Przesunąłem
dłonią po jej barku rozprowadzając drobne ziarenka. Zesztywniała,
jednak nie próbowała ponownie uciec, jakby z każdą chwilą się
poddawała. W ślad za palcami delikatnie pieszczącymi jej skórę
wędrowała gąbka z zapamiętaniem zdzierająca warstwę brudu.
Gdy
uznałem, że jej plecy oraz ręce są już porządnie wyszorowane
wziąłem kolejną porcję proszku, by rozprowadzić go od szyi po
wystające z wody połówki piersi. Powoli posuwałem się niżej, a
jej jedyną reakcją było uważne obserwowanie moich dłoni.
Musnąłem różową brodawkę. Zacisnęła smukłe palce na krawędzi
balii, gdy spokojnie masowałem piersi. Następnie zająłem się jej
nogami sunąc kolistymi ruchami w górę. Powoli pomogłem jej wstać,
by dokończyć mycie. Gdy się pochyliłem jej łono znalazło się
na przeciwko mojego nosa, a jej włoski niemalże mnie łaskotały.
Nawet nie drgnęła, kiedy moje dłonie znalazły się na jej
brzuchu, krzyżu, pośladkach. Dopiero muśnięcie rdzawych loczków
spotkało się z niepewnym przestąpieniem. Patrzyłem na jej twarz
rozprowadzając pianę po łonie i delikatnie wędrując palcami
między uda. W jej oczach pojawiły się iskierki, jednak czego nie
mogłem stwierdzić. Pod palcami czułem pracujące mięśnie, jakby
szykowała się do ucieczki, jednak drżenie dłoni mówiło mi, że
nie jest w stanie. Zwyczajnie paraliżował ją strach przed tym, co
się może wydarzyć.
Może
bała się, że mi odbije... że w jednej chwili wyszarpnę ją z
balii, a w następnej stanie się już ofiarą gwałtu? Może
przeraził ją fakt, że jest sama wśród obcych ludzi, a może
jednak przypomniała sobie, o swoim udziale w rebelii i podejrzewa
jak mogę zareagować, skoro ostatnio widziała mnie z Ariutem. Kto
to wie.
Dałem
jej znak,aby ponownie usiadła, a gdy to uczyniła zabrałem się za
wyszorowanie jej włosów. Ostrożnie przechyliłem ją, aby zamoczyć
to powstałe jej na głowie gniazdo. Wziąłem olejek z jednej z
przygotowanych wcześniej buteleczek, który wtarłem w kołtuny, by
następnie grubym grzebieniem spróbować się ich pozbyć. Starałem
się być delikatny, jednak wiedziałem, że moje starania spełzają
na niczym, przez poziom splątania włosów, jakby grzebienia nie
widziały od lat... Dotarłem do poziomu zadowalającego, po czym
stwierdziłem, że dalsze jej męczenie jest bezsensowne i musi się
tym zająć ktoś bardziej doświadczony. Zgarnąłem więc jeszcze
trochę proszku i porządnie wtarłem w skórę głowy dziewczyny.
Jeszcze tylko ją opłukać i będzie jak świeżo narodzona.
Gdy
krople lejące się spod sufitu spłukiwały z niej mydliny,
przygotowałem puszysty ręcznik, by ją okryć. Zakręciłem wodę,
rozpostarłem materiał i skinieniem poprosiłem, aby wyszła.
Spełniła polecenie, po czym niepewnie stanęła przy krawędzi
balii.
-Wytrzyj
się porządnie, nie chcemy przecież, abyś się rozchorowała od
przeciągu, prawda?- powiedziałem otulając ją szczelnie.- Teraz
prosiłbym o wybaczenie, ale tym razem to ja muszę się umyć, twój
brud zamiast grzecznie spłynąć, postanowił emigrować na mnie-
dodałem ściągając mokrą koszulę.
Pozostałe
części garderoby trafiły za koszulą do kosza przy jednej ze
ścian, a ja rozkręcając przepływ wody znalazłem się pod
przyjemnie zimnym strumieniem. Stojąc tyłem do dziewczyny szybko
tarłem skórę, by pozbyć się kurzu i potu, zarówno mojego, jak i
jej. Głowę wyszorowałem tak samo prędko, a wszystkim czynnościom
towarzyszyło odczucie jej spojrzenia prześlizgującego się po moim
ciele. Jednak, gdy woda przestała płynąć, a ja sięgałem po
ręcznik dla siebie, ona stała twarzą do ściany.
Woda
skapywała jej z kosmyków tworząc morką plamę na ręczniku na
wysokości pośladków. Po jej postawie było widać, jak kurczowo
trzyma się tego kawałka materiału, a bose stopy wybijały znany
tylko jej rytm na mokrej podłodze.
Przetarłem
włosy i twarz, po czym ręcznik owinąłem wokół bioder. Oparty o
balię po raz kolejny zastanawiałem się kim ona jest.
Znaleziona
w dziwnych okolicznościach podczas sprzątania po ataku rebelii,
choć na wieść o niej zachowuje się jakby nie wiedziała o czym
mowa...
Nerwowa,
jednak nie w sposób w jaki jest osoba, która świeżo trafiła do
niewoli.
Przerażona,
jakby zdawała sobie sprawę z czegoś, o czym my nie mamy pojęcia.
Posłuszna,
przynajmniej względem mnie, niczym zaszczute zwierzę wiedzące, że
nie ma już odwrotu.
Delikatna,
jak lalka wychowana pod kloszem.
Łączy
w sobie tyle warstw społecznych, jakby każdej musiała się
nauczyć, bo do żadnej nie pasuje.
Obserwowałem
ją, a przedłużająca się cisza zwiększała jej niepokój.
Widziałem wzrastające poczucie zagrożenia, niemalże czułem
bijący od niej zapach strachu. Jej ciało samo zdradzało zamiar nim
jeszcze dotarł on do umysłu. Wiedziałem co zrobi, zanim rozpoczęła
ruch, gdy spróbowała więc uderzyć głową w ścianę, byłem już
obok powstrzymując ją przed tym. Jedna ręka powędrowała na
czoło, by na wszelki wypadek amortyzować uderzenie, druga
przycisnęła szczupłe ciało do mnie, aby nie wyskoczyła do
przodu.
Czekałem
aż jej oddech się uspokoi, a wraz z tym odejdą głupie pomysły.
Jej
miały wywietrzeć z głowy, mi natomiast zaczęły przychodzić.
Słodki
zapach po kąpieli połączony z jej naturalnym aromatem. Ciepło
ciała przebijające się przez zwoje materiału. Miękkość skóry
wyczuwalna pod palcami. Uścisk, w którym ją trzymałem. Tak
niewiele bodźców, a moje ciało postanowiło przejąć inicjatywę.
Czułem,
jak krew burzy się po skórą, jak wyostrzają się zmysły, by
przyjąć przyjemność. Napięte nerwy wydawały się palić w
oczekiwaniu na jej dotyk, a uśpiona do tej pory męskość budziła
się do życia.
Wiedziałem,
że muszę to zakończyć nim się zacznie na dobre. Nim będzie za
późno, by bez przeszkód wrócić do codziennych czynności. Nim
organizm podejmie swoją złośliwą grę niwecząc wszystkie włożone
dotychczas wysiłki w zachowanie spokoju.
Odsunąłem
ją trochę zanim upewniłem się, że nic nie strzeli jej do łba.
Puściłem ją, przełożyłem ręcznik, aby miała wolne ręce i
ciągnąc za jedną wyprowadziłem na korytarz. Oboje potrzebowaliśmy
chwili dla siebie, jednak lepiej, żeby ktoś to dziewczę
pilnował...
-Ani!
Mój
krzyk poniósł się po pustych korytarzach, by rozpłynąć się w
tupocie stóp na drewnianej posadzce. Blond warkocz podskakiwał w
rytm jej szybkich kroków, a spódnica łopotała niemal utrudniając
jej chód. Sprawnie podeszła, skłoniła się i z pytaniem w sarnich
oczach czekała na polecenie. Przywodziła mi na myśl dobrze
ułożonego psa.
-Ani,
musisz naszej nowej podopiecznej znaleźć coś w co mogłaby się
przyodziać, a ona obieca ci, że nic się nie wydarzy, prawda?
Grzecznie pójdziesz się ubrać i zrobisz co ci każe, jeśli nie,
przykro mi, ale będziemy zmuszeni inaczej porozmawiać- powiedziałem
przekazując jej dłoń w ręce służki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz