piątek, 16 września 2016

V

Delektowałem się tym spokojem wsłuchując w daleki szum deszczu.
Otaczała mnie, tak dobrze znana, ciemność, gęstniejąca tu i ówdzie niczym mgła w chłodny poranek po ciepłej nocy. Czułem jej mroźny dotyk na skórze, koił on nerwy pozwalając odpłynąć myślom w niebyt. Uwalniał głowę od zbędnych problemów, poszukiwania nic nie dających rozwiązań, tworzenia planów działania na przyszłość. Jedna krótka chwila, a człowiek mógł, w objęciach mroku, pozwolić sobie na parę minut beztroski, gdy całe napięcie odchodziło, a ciało choć przez chwilę mogło odpocząć na równi z umysłem.
W moim życiu często brakowało takich chwil, mimo że wielu uważało inaczej.
Cóż, na ludzkie gadanie nikt nic nie poradził i ja raczej też tego nie zmienię, tak samo, jak nic nie mogłem zrobić, na cichy odgłos zbliżających się kroków. Towarzyszył mu brzęk szkła i szelest materiału.
Wiedziałem kto się zbliża nim jeszcze poczułem świeży zapach jeżyn.
Przy moim ramieniu pojawiła się pękata butelka, a gdy ją przejąłem smukła dłoń opadła na bark. Głuche wybicie, znajomy ciężar i uginająca się biedna, stara sofa.
-Tak sądziłam, że cię tu dzisiaj znajdę.
Słowa wypłynęły z kształtnych ust przywodzących na myśl samą przyjemność. Ich właścicielka lekko skłoniła głowę, jakby w powitaniu, po czym postawiła na stoliku dwie niskie szklanki z cienkiego, lekko barwionego kryształu. Pochyliła się, zabrała mi butelkę i jednym, sprawnym ruchem wyjęła korek. Jasny płyn wypełnił naczynia, a po pomieszczeniu rozszedł się zapach alkoholu. Lekkiego, owocowego, przywodzącego na myśl rozgrzany sad. Wzięła szkło w dłonie moszcząc się wygodniej.
-Napij się, domowa receptura, gruszki i miód, tylko ostrzegam, że mogło wyjść trochę mocne- dodała pociągając spory łyk.
W jaśniejącym błękitnym blasku widziałem pojedynczą kroplę spływającą od kącika ust, poprzez krzywizny szyi, do dekoltu, by skryć się między zgrabnymi piersiami. Rozpalone piętro niżej światło padało na dziewczynę od tyłu podkreślając jej delikatne ramiona i loki opadające na plecy. Lśniąca, czarna sukienka zwisała luźno poniżej biustu, a jej podwinięty rąbek odsłaniał kształtne nogi.
Doskonale znałem jej ciało.
Wiedziałem, że pomimo swojego niewielkiego wzrostu i postury była zwinna i silna. Posiadała większą grację niż najlepsze tancerki, a jej palce potrafiły czynić cuda, nie wygrało z nimi jeszcze nic, żaden instrument czy to zwyczajny fortepian, czy ludzkie ciało. Każdemu, kto ją poznał, śniła się po nocach.
Była niczym lód i ogień, chłodna w uczuciach, pełna pasji w czynach.
-Mirana Unsur- wyszeptałem pochylając się i zanurzając dłoń w jej lwiej grzywie.- Tak dawno nie cieszyłem się twoją obecnością.
-Jakoś mnie to nie dziwi- odparła odkładając szklankę na stolik- wiecznie cię nie ma mój drogi. Tyle spraw odbywa się bez twojego udziału, tyle przyjęć musi się obejść bez ciebie, tyle samotnych nocy przeminęło po twoim wyjeździe.
Z każdym słowem jej dłoń wspinała się niczym pająk po moim ciele, wędrowała, gładząc materiał spodni, wyżej i wyżej.
-Mały kłamczuszek, przecież ty żadnej nocy nie spędzasz sama.
-No i masz mnie- uśmiechnęła się zadziornie.- Jednak nie możesz mi wmówić, że kłamię, mówiąc jak bardzo tęskniłam.
-Nie, nie powiem tego. Doskonale wiem, że tęsknisz za każdym źródłem informacji- powiedziałem przyciągając ją do siebie.
-Jesteś bezduszny.
-Ja? To przecież ty jesteś mistrzynią intryg. Tu namieszasz, tam namieszasz, temu podeślesz jedną ze swoich dziewczyn. Twoje cudne łapki sięgają wszędzie, nawet tam gdzie nie powinny- dodałem, gdy zaczęła bawić się wiązaniem koszuli.
Perlisty śmiech wypełnił powstałą ciszę. Przysunęła się bliżej, a jej oddech musnął mój kark, gdy ułożyła się wygodnie. Niczym dziecko wtuliła się wdychając mój zapach, a ja na to pozwalałem. Jej obecność sprawiała mi przyjemność dając zarówno zapowiedź jeszcze większej rozkoszy.
Dotyk był czystą obietnicą.
Doskonale wiedziała jak rozbudzić głód. Delikatne westchnienie niczym skrzydła motyla pieściło zmysły. Dopasowany strój pozwalał bezkarnie cieszyć oko. Czuły dotyk powodował, że miało się ją ochotę przyprzeć i wpić w te powabne usta. Uległość podszyta złośliwością pozwalała wierzyć, że da się z nią zrobić niemożliwe.
We mnie wszystko się burzyło. Miałem największą ochotę, by, tu i teraz, zedrzeć z niej materiał sukni.
Byłem nadal zbyt rozbudzony po tym co wydarzyło się podczas kąpieli, minęło trochę czasu, a ja nadal nie mogłem się pozbierać.
Teraz natomiast byłem świadomy ciała Mirany.
Czułem jak przygryza wargę uśmiechając się, nadal wtulona w moje ramię. Jej dłonie błądziły po moim torsie, jakby szukały najłatwiejszego sposobu, by mnie rozebrać. Ciepło bijące od niej. Ten uroczy, dziewczęcy zapach przywodzący na myśl leśną polanę i słodkie owoce. Świadomość tego, że pod suknią była zupełnie naga.
Wewnętrznie aż się rwałem, żeby zakończyć to wszystko.
Pragnąłem jej tak bardzo, krew huczała mi w uszach, pożądanie przyćmiewało wzrok, zacierały się szczegóły. Byłem zmęczony utrzymywaniem chuci na wodzy.
Każdy spokojny oddech był niczym walka o życie.
Każde delikatne muśnięcie jej ramion było walką, by nie zacisnąć dłoni.
Zdawałem sobie sprawę, że ta walka mnie czeka jeśli tu przybędę. Zatem jestem, niczym najwyższej klasy masochista pozwalając, by żądza zżerała mnie od środka.
Trwałem w spokoju, oddychałem regularnie, przymknąłem oczy, napawałem się chwilą.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że ten pozorny spokój nie potrwa długo i ona też doskonale o tym wiedziała.
-Powiedz mi- spytałem- kto jest twoim dzisiejszym gościem na dole?
Podniosła się, by spojrzeć mi w oczy, przesiadła się. Oparła podbródek o barierkę, spojrzała w dól, po czym odpowiedziała:
-Trwa licytacja. Zaraz po tym, jak wyjechałeś pomyślałam, że zaproszę do siebie naszą wspaniałą elitę. Jak sam mówiłeś, potrafię szepnąć słówko tu i tam, więc to zrobiłam. Na dole licytują wszystko od możliwości spędzenia nocy z którąś z niewolnic, po prawa do ziem czy zysków. Walczą o ochłapy dla rozrywki zapominając, że najważniejszą i najcenniejszą rzeczą w tym świecie jest informacja.
-Ty ją w ten sposób zdobywasz.
-Yhym. Tak oto dowiedziałam się, że potrzebujesz nowego, silnego mężczyzny. Co powiesz na tamtego?
Wskazała na chłopaka obsługującego znajdujące się poniżej postaci. Wysoki, muskularny, jego ciemna, opalona skóra lśniła od wtartych olejków. Widać było, że jest jej. Zwinny, uważny, potrafił wyciągać wnioski z zasłyszanych rozmów skoro znajdował się na dole, a jednocześnie potrafił pozostać niezauważony.
-Powiedz ty mi, po co twój wąż pod moim dachem?
-Potrzebuję, żebyś wcisnął go gdzieś dalej, jak już znajdziesz dla niego zastępcę oczywiście.
-Oczywiście. Tylko co ja z tego będę miał? Bo sługę mogę sobie znaleźć od razu, a twój wężyk jednak potrzebuje chwili, żeby umieścić go bliżej góry.
-Mnie?- zapytała ponownie przygryzając wargę.
-Ale... myślałem, że podoba ci się przebywanie w moim towarzystwie. Nie ładnie tak oszukiwać przyjaciół- powiedziałem z udawany oburzeniem.- Wolałbym jednak coś innego. W moich skromnych progach znalazła się pewna dziewczyna, która wymaga pełnego przeszkolenia. Jak widziałaby ci się perspektywa spędzenia z nią czasu w zamian za chłopca?
-Przy tobie?- szczere zainteresowanie w jej oczach tylko mnie rozbawiło, a gdy skinąłem dodała- Z całą przyjemnością!
Czułem, jak drapieżny uśmiech wpełza mi na twarz, gdy jej oczy rozbłysły pożądaniem. Czyli oficjalną część mieliśmy za sobą. Pozostał czas na przyjemność.
Jej włosy, podświetlone przez blade światło, lśniły ciepłym granatem. W jasnych tęczówkach błąkała się obietnica, nie byłem pewny czy odnośnie dzisiejszego wieczoru, czy przyszłości. Materiał sukni zaszeleścił, gdy zbliżyła się niepewnie. Wyciągnęła dłoń, delikatnie dotknęła kciukiem moich ust.
Siedziałem nieruchomo wiedząc, że zaraz stracę nad sobą panowanie. Jej palce wędrujące po mojej twarzy, powoli zbliżające się pełne wargi. Wszystko było torturą. Cudowną, słodką torturą, której nie chciałem się poddać. Jednak wiedziałem, że nie mam szans i mimo wszystko, nie pragnąłem ich jednak mieć.
Poczułem jej usta na swojej szczęce, niemiłosiernie powoli przesuwała się po krzywiźnie w górę, wędrując do odsłoniętego ucha. Miała delikatną skórę przywodzącą na myśl jedwab. Do powolnej pieszczoty dołączyły dłonie rozsupłujące, węzeł po węźle, sznureczki koszuli. Zbłąkany podmuch schłodził rozpaloną skórę, rozwiał, na chwilę, bijący od niej zapach pożądania, przyniósł szept toczonych w dole rozmów.
Byli tak blisko.
Rozchyliła poły materiału przesuwając dłonie po nagim, lekko wilgotnym torsie. Odsunęła się na chwilę patrząc na mnie z napięciem, a palce wędrujące po mym ciele powróciły do niej. Prześlizgnęły się wzdłuż talii, zbłąkały na chwilę na wysokości dekoltu, by jednak dzielnie dotrzeć do twarzy. Zamyślona przesunęła nimi po ustach, a jeden z nich lekko przygryzła.
Ten, niby przypadkowy, gest zniszczył kolejną barierę mojego opanowania.
Gdy ponownie chciała się przysunąć, wyprzedziłem ją.
Moja dłoń zacisnęła się na jej karku, z ledwo tłumioną złością położyłem ją na kanapie. Namiętnie całując drugą ręką błądziłem po jej udzie. Miałem dość igraszek, dość spokoju, dość walki.
To miała być brutalna i szybka przyjemność, tym razem tylko dla mnie.
Widziałem, że dojrzała zapowiedź najbliższych wydarzeń w moich oczach. Z jednej strony chwyciła moją rękę obejmującą jej szyję, jakby w próbie powstrzymania mojego uchwytu. Z drugiej natomiast czułem, jak wygodniej układa się pode mną.
Materiału sukienki nie musiałem nawet podciągać ku górze, była ona tak krótka, że sama odkrywała jej kobiecość. Gorzej było z troczkami spodni, one same się rozwiązać nie chciały, jednak nie spowolniło mnie to.
Gdy ją wypełniłem nie poczułem żadnego oporu, nektar miłości niemalże się z niej wylewał, była gotowa na to spotkanie nim jeszcze mnie ujrzała, jak rasowa prostytutka, którą w końcu była.
Moje ruchy były gwałtowne, nierówne, podlegające tylko mojej przyjemności. Wchodziłem w nią i wychodziłem raz za razem. Rozkoszowałem się jej wnętrzem, jak dobrym winem. Przepełniało mnie uczucie błogości, gdy każdy mój ruch wywoływał jej odpowiedź. Lekko spazmatyczną, zasysającą mnie głębiej i głębiej w objęcia szarpiącego uniesienia.
Spełnienie nadeszło i przeminęło pozostawiając mnie pustego. Wyzbytego żądzy, ale tylko na chwilę. Wystarczyłoby, że znalazłbym się za zakrętem, a powróciłaby ze zdwojoną siłą. Zapowiedź tego powrotu pulsowała na granicy umysłu.
Mirana natomiast nadal leżała poniżej. W jej oczach kryło się błaganie, które całą siłą woli starała się ukryć. Zdradzało ją nie tylko spojrzenie. Całe jej ciało wyrażało prośbę, niemalże krzyczało, by zakończyć to co zostało rozpoczęte. Drżące z niespełnienia mięśnie, cudowny zapach seksu, przyśpieszony, płytki oddech, który zastępował ciche jęki, by nikt na dole nas nie usłyszał.
Była taka urocza.
Sponiewierana, z rozrzuconymi włosami, sukienką podciągniętą, aż na brzuch.
Nie zmieniła pozycji nawet wtedy, gdy już wstałem. Obserwowałem ją więc w pełnej krasie, a świeżo uśpiona chuć zaczynała ponownie kiełkować.
-Czekam na ciebie jutro- powiedziałem na odchodne.
W tych słowach zawarta była obietnica i groźba.
Ona doskonale to zrozumiała, a ja miałem pewność, że gdy jutro się spotkamy będzie nadal w tym samym stanie niezaspokojenia. Wiedziałem, że już dziś nikt nie będzie dzielił z nią łoża.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz