Delektowałem
się tym spokojem wsłuchując w daleki szum deszczu.
Otaczała
mnie, tak dobrze znana, ciemność, gęstniejąca tu i ówdzie niczym
mgła w chłodny poranek po ciepłej nocy. Czułem jej mroźny dotyk
na skórze, koił on nerwy pozwalając odpłynąć myślom w niebyt.
Uwalniał głowę od zbędnych problemów, poszukiwania nic nie
dających rozwiązań, tworzenia planów działania na przyszłość.
Jedna krótka chwila, a człowiek mógł, w objęciach mroku,
pozwolić sobie na parę minut beztroski, gdy całe napięcie
odchodziło, a ciało choć przez chwilę mogło odpocząć na równi
z umysłem.
W
moim życiu często brakowało takich chwil, mimo że wielu uważało
inaczej.
Cóż,
na ludzkie gadanie nikt nic nie poradził i ja raczej też tego nie
zmienię, tak samo, jak nic nie mogłem zrobić, na cichy odgłos
zbliżających się kroków. Towarzyszył mu brzęk szkła i szelest
materiału.
Wiedziałem
kto się zbliża nim jeszcze poczułem świeży zapach jeżyn.
Przy
moim ramieniu pojawiła się pękata butelka, a gdy ją przejąłem
smukła dłoń opadła na bark. Głuche wybicie, znajomy ciężar i
uginająca się biedna, stara sofa.
-Tak
sądziłam, że cię tu dzisiaj znajdę.
Słowa
wypłynęły z kształtnych ust przywodzących na myśl samą
przyjemność. Ich właścicielka lekko skłoniła głowę, jakby w
powitaniu, po czym postawiła na stoliku dwie niskie szklanki z
cienkiego, lekko barwionego kryształu. Pochyliła się, zabrała mi
butelkę i jednym, sprawnym ruchem wyjęła korek. Jasny płyn
wypełnił naczynia, a po pomieszczeniu rozszedł się zapach
alkoholu. Lekkiego, owocowego, przywodzącego na myśl rozgrzany sad.
Wzięła szkło w dłonie moszcząc się wygodniej.
-Napij
się, domowa receptura, gruszki i miód, tylko ostrzegam, że mogło
wyjść trochę mocne- dodała pociągając spory łyk.
W
jaśniejącym błękitnym blasku widziałem pojedynczą kroplę
spływającą od kącika ust, poprzez krzywizny szyi, do dekoltu, by
skryć się między zgrabnymi piersiami. Rozpalone piętro niżej
światło padało na dziewczynę od tyłu podkreślając jej
delikatne ramiona i loki opadające na plecy. Lśniąca, czarna
sukienka zwisała luźno poniżej biustu, a jej podwinięty rąbek
odsłaniał kształtne nogi.
Doskonale
znałem jej ciało.
Wiedziałem,
że pomimo swojego niewielkiego wzrostu i postury była zwinna i
silna. Posiadała większą grację niż najlepsze tancerki, a jej
palce potrafiły czynić cuda, nie wygrało z nimi jeszcze nic, żaden
instrument czy to zwyczajny fortepian, czy ludzkie ciało. Każdemu,
kto ją poznał, śniła się po nocach.
Była
niczym lód i ogień, chłodna w uczuciach, pełna pasji w czynach.
-Mirana
Unsur- wyszeptałem pochylając się i zanurzając dłoń w jej lwiej
grzywie.- Tak dawno nie cieszyłem się twoją obecnością.
-Jakoś
mnie to nie dziwi- odparła odkładając szklankę na stolik-
wiecznie cię nie ma mój drogi. Tyle spraw odbywa się bez twojego
udziału, tyle przyjęć musi się obejść bez ciebie, tyle
samotnych nocy przeminęło po twoim wyjeździe.
Z
każdym słowem jej dłoń wspinała się niczym pająk po moim
ciele, wędrowała, gładząc materiał spodni, wyżej i wyżej.
-Mały
kłamczuszek, przecież ty żadnej nocy nie spędzasz sama.
-No
i masz mnie- uśmiechnęła się zadziornie.- Jednak nie możesz mi
wmówić, że kłamię, mówiąc jak bardzo tęskniłam.
-Nie,
nie powiem tego. Doskonale wiem, że tęsknisz za każdym źródłem
informacji- powiedziałem przyciągając ją do siebie.
-Jesteś
bezduszny.
-Ja?
To przecież ty jesteś mistrzynią intryg. Tu namieszasz, tam
namieszasz, temu podeślesz jedną ze swoich dziewczyn. Twoje cudne
łapki sięgają wszędzie, nawet tam gdzie nie powinny- dodałem,
gdy zaczęła bawić się wiązaniem koszuli.
Perlisty
śmiech wypełnił powstałą ciszę. Przysunęła się bliżej, a
jej oddech musnął mój kark, gdy ułożyła się wygodnie. Niczym
dziecko wtuliła się wdychając mój zapach, a ja na to pozwalałem.
Jej obecność sprawiała mi przyjemność dając zarówno zapowiedź
jeszcze większej rozkoszy.
Dotyk
był czystą obietnicą.
Doskonale
wiedziała jak rozbudzić głód. Delikatne westchnienie niczym
skrzydła motyla pieściło zmysły. Dopasowany strój pozwalał
bezkarnie cieszyć oko. Czuły dotyk powodował, że miało się ją
ochotę przyprzeć i wpić w te powabne usta. Uległość podszyta
złośliwością pozwalała wierzyć, że da się z nią zrobić
niemożliwe.
We
mnie wszystko się burzyło. Miałem największą ochotę, by, tu i
teraz, zedrzeć z niej materiał sukni.
Byłem
nadal zbyt rozbudzony po tym co wydarzyło się podczas kąpieli,
minęło trochę czasu, a ja nadal nie mogłem się pozbierać.
Teraz
natomiast byłem świadomy ciała Mirany.
Czułem
jak przygryza wargę uśmiechając się, nadal wtulona w moje ramię.
Jej dłonie błądziły po moim torsie, jakby szukały
najłatwiejszego sposobu, by mnie rozebrać. Ciepło bijące od niej.
Ten uroczy, dziewczęcy zapach przywodzący na myśl leśną polanę
i słodkie owoce. Świadomość tego, że pod suknią była zupełnie
naga.
Wewnętrznie
aż się rwałem, żeby zakończyć to wszystko.
Pragnąłem
jej tak bardzo, krew huczała mi w uszach, pożądanie przyćmiewało
wzrok, zacierały się szczegóły. Byłem zmęczony utrzymywaniem
chuci na wodzy.
Każdy
spokojny oddech był niczym walka o życie.
Każde
delikatne muśnięcie jej ramion było walką, by nie zacisnąć
dłoni.
Zdawałem
sobie sprawę, że ta walka mnie czeka jeśli tu przybędę. Zatem
jestem, niczym najwyższej klasy masochista pozwalając, by żądza
zżerała mnie od środka.
Trwałem
w spokoju, oddychałem regularnie, przymknąłem oczy, napawałem się
chwilą.
Zdawałem
sobie sprawę z tego, że ten pozorny spokój nie potrwa długo i ona
też doskonale o tym wiedziała.
-Powiedz
mi- spytałem- kto jest twoim dzisiejszym gościem na dole?
Podniosła
się, by spojrzeć mi w oczy, przesiadła się. Oparła podbródek o
barierkę, spojrzała w dól, po czym odpowiedziała:
-Trwa
licytacja. Zaraz po tym, jak wyjechałeś pomyślałam, że zaproszę
do siebie naszą wspaniałą elitę. Jak sam mówiłeś, potrafię
szepnąć słówko tu i tam, więc to zrobiłam. Na dole licytują
wszystko od możliwości spędzenia nocy z którąś z niewolnic, po
prawa do ziem czy zysków. Walczą o ochłapy dla rozrywki
zapominając, że najważniejszą i najcenniejszą rzeczą w tym
świecie jest informacja.
-Ty
ją w ten sposób zdobywasz.
-Yhym.
Tak oto dowiedziałam się, że potrzebujesz nowego, silnego
mężczyzny. Co powiesz na tamtego?
Wskazała
na chłopaka obsługującego znajdujące się poniżej postaci.
Wysoki, muskularny, jego ciemna, opalona skóra lśniła od wtartych
olejków. Widać było, że jest jej. Zwinny, uważny, potrafił
wyciągać wnioski z zasłyszanych rozmów skoro znajdował się na
dole, a jednocześnie potrafił pozostać niezauważony.
-Powiedz
ty mi, po co twój wąż pod moim dachem?
-Potrzebuję,
żebyś wcisnął go gdzieś dalej, jak już znajdziesz dla niego
zastępcę oczywiście.
-Oczywiście.
Tylko co ja z tego będę miał? Bo sługę mogę sobie znaleźć od
razu, a twój wężyk jednak potrzebuje chwili, żeby umieścić go
bliżej góry.
-Mnie?-
zapytała ponownie przygryzając wargę.
-Ale...
myślałem, że podoba ci się przebywanie w moim towarzystwie. Nie
ładnie tak oszukiwać przyjaciół- powiedziałem z udawany
oburzeniem.- Wolałbym jednak coś innego. W moich skromnych progach
znalazła się pewna dziewczyna, która wymaga pełnego
przeszkolenia. Jak widziałaby ci się perspektywa spędzenia z nią
czasu w zamian za chłopca?
-Przy
tobie?- szczere zainteresowanie w jej oczach tylko mnie rozbawiło, a
gdy skinąłem dodała- Z całą przyjemnością!
Czułem,
jak drapieżny uśmiech wpełza mi na twarz, gdy jej oczy rozbłysły
pożądaniem. Czyli oficjalną część mieliśmy za sobą. Pozostał
czas na przyjemność.
Jej
włosy, podświetlone przez blade światło, lśniły ciepłym
granatem. W jasnych tęczówkach błąkała się obietnica, nie byłem
pewny czy odnośnie dzisiejszego wieczoru, czy przyszłości.
Materiał sukni zaszeleścił, gdy zbliżyła się niepewnie.
Wyciągnęła dłoń, delikatnie dotknęła kciukiem moich ust.
Siedziałem
nieruchomo wiedząc, że zaraz stracę nad sobą panowanie. Jej palce
wędrujące po mojej twarzy, powoli zbliżające się pełne wargi.
Wszystko było torturą. Cudowną, słodką torturą, której nie
chciałem się poddać. Jednak wiedziałem, że nie mam szans i mimo
wszystko, nie pragnąłem ich jednak mieć.
Poczułem
jej usta na swojej szczęce, niemiłosiernie powoli przesuwała się
po krzywiźnie w górę, wędrując do odsłoniętego ucha. Miała
delikatną skórę przywodzącą na myśl jedwab. Do powolnej
pieszczoty dołączyły dłonie rozsupłujące, węzeł po węźle,
sznureczki koszuli. Zbłąkany podmuch schłodził rozpaloną skórę,
rozwiał, na chwilę, bijący od niej zapach pożądania, przyniósł
szept toczonych w dole rozmów.
Byli
tak blisko.
Rozchyliła
poły materiału przesuwając dłonie po nagim, lekko wilgotnym
torsie. Odsunęła się na chwilę patrząc na mnie z napięciem, a
palce wędrujące po mym ciele powróciły do niej. Prześlizgnęły
się wzdłuż talii, zbłąkały na chwilę na wysokości dekoltu, by
jednak dzielnie dotrzeć do twarzy. Zamyślona przesunęła nimi po
ustach, a jeden z nich lekko przygryzła.
Ten,
niby przypadkowy, gest zniszczył kolejną barierę mojego
opanowania.
Gdy
ponownie chciała się przysunąć, wyprzedziłem ją.
Moja
dłoń zacisnęła się na jej karku, z ledwo tłumioną złością
położyłem ją na kanapie. Namiętnie całując drugą ręką
błądziłem po jej udzie. Miałem dość igraszek, dość spokoju,
dość walki.
To
miała być brutalna i szybka przyjemność, tym razem tylko dla
mnie.
Widziałem,
że dojrzała zapowiedź najbliższych wydarzeń w moich oczach. Z
jednej strony chwyciła moją rękę obejmującą jej szyję, jakby w
próbie powstrzymania mojego uchwytu. Z drugiej natomiast czułem,
jak wygodniej układa się pode mną.
Materiału
sukienki nie musiałem nawet podciągać ku górze, była ona tak
krótka, że sama odkrywała jej kobiecość. Gorzej było z
troczkami spodni, one same się rozwiązać nie chciały, jednak nie
spowolniło mnie to.
Gdy
ją wypełniłem nie poczułem żadnego oporu, nektar miłości
niemalże się z niej wylewał, była gotowa na to spotkanie nim
jeszcze mnie ujrzała, jak rasowa prostytutka, którą w końcu była.
Moje
ruchy były gwałtowne, nierówne, podlegające tylko mojej
przyjemności. Wchodziłem w nią i wychodziłem raz za razem.
Rozkoszowałem się jej wnętrzem, jak dobrym winem. Przepełniało
mnie uczucie błogości, gdy każdy mój ruch wywoływał jej
odpowiedź. Lekko spazmatyczną, zasysającą mnie głębiej i
głębiej w objęcia szarpiącego uniesienia.
Spełnienie
nadeszło i przeminęło pozostawiając mnie pustego. Wyzbytego
żądzy, ale tylko na chwilę. Wystarczyłoby, że znalazłbym się
za zakrętem, a powróciłaby ze zdwojoną siłą. Zapowiedź tego
powrotu pulsowała na granicy umysłu.
Mirana
natomiast nadal leżała poniżej. W jej oczach kryło się błaganie,
które całą siłą woli starała się ukryć. Zdradzało ją nie
tylko spojrzenie. Całe jej ciało wyrażało prośbę, niemalże
krzyczało, by zakończyć to co zostało rozpoczęte. Drżące z
niespełnienia mięśnie, cudowny zapach seksu, przyśpieszony,
płytki oddech, który zastępował ciche jęki, by nikt na dole nas
nie usłyszał.
Była
taka urocza.
Sponiewierana,
z rozrzuconymi włosami, sukienką podciągniętą, aż na brzuch.
Nie
zmieniła pozycji nawet wtedy, gdy już wstałem. Obserwowałem ją
więc w pełnej krasie, a świeżo uśpiona chuć zaczynała ponownie
kiełkować.
-Czekam
na ciebie jutro- powiedziałem na odchodne.
W
tych słowach zawarta była obietnica i groźba.
Ona
doskonale to zrozumiała, a ja miałem pewność, że gdy jutro się
spotkamy będzie nadal w tym samym stanie niezaspokojenia.
Wiedziałem, że już dziś nikt nie będzie dzielił z nią łoża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz