Na prośbę mistrza
ceremonii tłum rozstąpił się zamykając Ilygedyn w nierównym
kręgu. Obróciła się nieśmiało, a przejrzysta suknia zawirowała
niczym szarpana wiatrem. Kasztanowe włosy, wyszczotkowane i lśniące,
opadały łagodną kaskadą na plecy, spięte kosmyki odsłaniały
owalną twarz o dużych oczach. Uroczo wystające, z pomiędzy loków,
końcówki uszu, sarnie spojrzenie podkreślone lekko kohlem,
pączkujący uśmiech.
Przywodziła na myśl
świeżość i radość. Niczym chochlik, który przed paroma
sekundami coś spsocił, a teraz, całą swoją postacią, próbuje
nas przekonać, że to nie jego sprawka.
Wiele pięknych
dziewcząt znajdowało się na tej sali, większość z nich
zaprezentowała już swoje wdzięki, każda też pokazała inną
stronę swojej natury. Można było przebierać, by znaleźć kogoś
dla siebie, jednak posiadały jedną cechę będącą dużym
mankamentem, o czym nie zdawały sobie nawet sprawy. Były znane i
obyte z towarzystwem. Wiedziały co mówić, jak się zachować,
czyją uwagę przyciągnąć, w końcu miały możliwość wychowywać
się w odpowiednich kręgach.
Ily się wyróżniała,
jak bogacz wśród żebraków. Mimo powierzchownego opanowania i
treningów była za bardzo sobą. Jej gesty przestawały być
idealne, a wszelkie drobne błędy maskowała naturalną
niezręcznością. Zielone spojrzenie, rozchylone usta przy
zaskoczonym wdechu, roztrzepana nerwowość połączona z
nieumiejętnością wychwycenia chwili. Sprawiało to, że ludzie,
miast patrzeć na nią z pogardą za brak przygotowania, uśmiechali
się pobłażliwie, jak na dziecko drobiące pierwsze kroczki.
Miało to też swoją
złą stronę.
Niewielu z nich,
przyzwyczajonych do wysokiego poziomu usług, chciało wydać
pieniądze, na zabawę z nią. Można przecież spędzić czas
wyśmiewając się z jej uchybień w sytuacjach oficjalnych, więc po
co marnować czas na osobności?
Byłem rozdarty.
Pragnąłem, aby nikt
nie dostał dziewczyny w swoje łapy, z drugiej strony chciałem
utrzeć wszystkim nosa, a stało by się tak, gdyby jej licytacja
doszła do jakiegoś przyzwoitego poziomu. Król chyba nawet nie
zdawał sobie sprawy, w jak złośliwą grę mnie wplątał albo po
prostu stwierdził, że popatrzy na moje cierpienie.
Czułem, jakby wszystko
wyrwało się spod kontroli. Wydarzenia toczyły się poza mną, nie
mogłem już jej pomóc czy to przez doszkolenie, czy przez ukrycie
głęboko w posiadłości.
-Grosz na szczęście
potrzebuję, swoje ciało oferuję.
Doszła mnie tradycyjna
formuła rozpoczynająca aukcję. Wypowiedziana męskim, niskim
głosem zabrzmiała nietypowo, lecz Ilygedyn nadal nie wydobyła
choćby słowa, więc ktoś musiał to zrobić za nią. Na twarzach
części gości pojawiły się złośliwe uśmiechy, w końcu, nie
dość, że wystawiłem nie w pełni wyszkoloną niewolnicę, to
jeszcze niepełnosprawną.
Jednak nawet to nie
zburzyło mego spokoju, widziałem przecież, jak w oczach kilku
mężczyzn pojawił się zimny wyraz wyrachowania.
Niezręczna cisza była
nie na miejscu przy moich obserwacjach. Przecież chcieli ją mieć,
chcieli widzieć, jak oddaję jej ciało i umysł w ich władanie,
chcieli zobaczyć moją reakcję, gdy zdam sobie sprawę, że to
akurat On wygra. Mimo to nikt nie chciał rozpocząć.
Z punktu widzenia
konwenansów, była to zniewaga w moim kierunku. Dawali do
zrozumienia swoją niechęć do mojego procederu, złość
spowodowaną nieznajomością sytuacji. Czuli się znieważeni, w
końcu wszystko wyglądało, jakbym próbował ich obrazić.
Wystawiałem niedoszkoloną i nie w pełni zdrową dziewczynę. Taki
odrzut dostał się na salony, by cieszyć się towarzystwem i
zaburzać spokój innym.
Lecz jej urok w końcu
przeważył.
Szybkie skinienie ręką
młodej szlachcianki wyznaczyło tradycyjny grosz. Nastąpiła leniwa
licytacja, której granica ledwo zbliżała się do najniższej z
dotychczasowych. Wszystko wskazywało, że czeka nas całkowita
porażka.
Przestawało chodzić o
spełnienie polecenia, czułem, że z każdą chwilą walka toczy się
o coś więcej, ale meritum nie dawało się uchwycić.
Ponownie uważnie
przyjrzałem się uczestnikom, nie wykazywali już chęci
przypieczenia mi, a jedynie opanowanie towarzyszące wykonaniu planu.
Niemożliwe jest jednak, by wszyscy umówili się co do zachowania.
Są zbyt różni, dzieli ich wiele rodowych sporów, nie daliby rady
się dogadać.
Czyżby ktoś inny to
zaplanował i skłonił do współpracy?
Popadam w paranoję...
Wypatrzyłem najsłabsze
ogniwo i pchnąłem do działania.
Licytacja ruszyła
szybciej, by unormować się na zadowalającym poziomie. Wtedy
rozpoznałem kto licytował jako ostatni.
Ten wredny uśmiech na
sadystycznej twarzy wystarczyło zobaczyć raz. Pozostawał na wieki
w pamięci, a, gdy jej właściciel pałał do ciebie niezrozumiałą
nienawiścią, mogłeś być pewien, że każda wbita ci szpila
będzie dla niego niebiańską przyjemnością.
W duchu modliłem się
do wszystkich znanych oraz nieznanych bogów o łaskę. Jeśli
Ilygedyn trafiłaby w jego ręce, byłby to jej pierwszy i ostatni
raz. Skończyłaby okaleczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Choć raz niebiosa mnie
wysłuchały pozwalając, by dotarły do mnie kolejne słowa:
-Jedenaście tysięcy-
propozycja przebiła poprzednie o ładnych parę tysięcy.
Pewna siebie postawa,
zadziorny grymas, sztywne plecy w połączeniu z krótkimi blond
włosami, męskim strojem oraz lekko przysadzistą sylwetką
znamionowały wojskowego. Jednak wysoki głos wraz ze znajomą
wypukłością z przodu kostiumu psuł cały efekt.
Kobieta skinęła na
powitanie potwierdzając jednocześnie złożoną ofertę, a Mol
wyszczerzył groźnie zęby, choć emblemat na piersi konkurentki
zgasił jego zapał. Nie musiała się martwić, że przegra.
Wyszycie na klapie potwierdzało przynależność do straży
królewskiej. Dodatkowo przybycie w mundurze informowało zebranych,
że jej słowa i czyny należą do władcy.
Nie interesowały mnie
jego pobudki. Ważne było jedynie to, że ta obślizgła ropucha nie
dostanie Ily, przecież z władcą się nie dyskutuje. Postanowił
zalicytować, dobrze. Zechciał wydać tak dużą sumę ze swego
skarbca, jak najbardziej, nie z podatków to niech wydaje. Mimo
wszystko pozostaje królem, słowo wypowiedziane prze niego jest
wiążące, a kto by z nim walczył o jakąś dziewkę.
Aukcja była wygrana
przez wysłannika nim ten opuścił królewskie komnaty.
Dla mnie to był koniec
tego przeklętego wieczoru, lecz dziwne poruszenie Mola, a także
kamienny wyraz twarzy mistrza ceremonii, rozpaliły światełka
ostrzegawcze. Coś się szykowało...
-Powiedziałem
dwanaście tysięcy.
Tego prowadzący nie
mógł zignorować. Ktoś śmiał przebić ofertę władcy, cała
sala była wypełniona świadkami tego niuansu. Choćby tego pragnął
nie mógł zakończyć walki pozytywnie dla wysłannika.
Kobieta wyglądała,
jakby straciła już ochotę na licytację. Spokojnie oddaliła się,
by usiąść i w samotności wypić kieliszek słabego wina
podawanego zamiast wody.
Ja za to miałem ochotę
gryźć ściany przeklinając złośliwy humor losu.
Zastanawiałem się czy
nie wysłać z nią przyzwoitki, która dopilnowałaby jej
bezpieczeństwa, gdy stał się kolejny cud. Można powiedzieć
jednak, że stał się cud prawdziwy.
Usłyszałem znajomy
głos informujący zebranych o ofercie. Molowi tętniczka zaczęła
pulsować na skroni, wiedział, że nie przebije nowego gracza.
Cieszyłem się jednak do czasu, aż rozpoznałem uczestnika.
Ciało Ilygedyn wygrał
Ivic.
Do kroćset, zawsze z
deszczu pod rynnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz