Ciemne, jedwabiste
kosmyki prześlizgiwały się między mymi palcami, gdy gładziłem
jej włosy. Słodki zapach jeżyn mieszał się z domową wonią
wypolerowanego drewna. Jedynymi dźwiękami były nasze równomierne
oddechy oraz stłumiona melodia grana za rogiem.
Czuć było spokój,
niczym podczas wiosennej bezchmurnej nocy, taki, gdy wisi nad tobą
jeszcze ciepło otulającej cię matki. Rozlewał się on powoli po
wszystkich członkach swój początek znajdując w powolnie bijącym
sercu. Obejmował stopniowo komórki sprowadzając znajome
odrętwienie. Otulał zmysły pozwalając jedynie cieszyć się
chwilą rozleniwienia.
Chciałem mu się
poddać. Być jak dziewczyna w mych objęciach, rozluźniona, ufna,
spełniona. Pragnąłem pozwolić mu się zagnieździć na dnie
umysłu, by mnie pokierował.
Jednak jakaś część
mnie ciągle go powstrzymywała.
To przez nią
rejestrowałem na nowo, każdy szczegół znajdującego się w
pomieszczeniu wyposażenia.
Rysa na półce
zastawionej książkami wydawała się lśnić w bladym świetle
księżyca wpadającym przez okno.
Same tytuły, stare i
nieuporządkowane, powoli zaczynały się chylić w pokłonie nad
wspaniałością posadzki. Z każdą kolejną towarzyszką chciały
przyjrzeć się bliżej, zmatowiałemu już przez upływ lat, drewnu.
Pojedyncze, zapisane karty wystawały z pomiędzy pożółkłych
stronic oraz zaściełały wolne przestrzenie wnęki. Osamotnione,
otulone zostały przez puszyste kłębki kurzu pragnącego bliskości,
lecz, co najważniejsze, także stabilności, które otrzymywał w
zamian.
Choć wystarczyłoby
szybkie machnięcie dłonią, a srebrzyste drobinki poleciałyby w
powietrze odkrywając wyblakły tusz...
Czułem delikatne
wibracje tańczące po metalowej ramie łóżka. Pląsały w swoim
rytmie eksponując drgania świata. Wciskały się w obojętny puch
siennika zapominając, że wiele warstw piór pochłonie je w
mgnienie. Może zwyczajnie nie chciały się tym przejmować, pragnąc
dostać się do jedwabnej pościeli otulającej nas.
Jaśniejące, w blasku
pełni, jedwabie opadały łagodnymi falami z jej ciała. Podkreślały
kobiece krągłości szczupłej sylwetki. Współgrały z jasną
skórą, powodując, że włosy dziewczyny wydawały się
kruczoczarne. Jedna z jej dłoni opadała poza krawędź ramy, a
rozluźnione palce dotykały puszystego dywanu odpoczywającego
leniwie na posadzce.
Białe włosie
zadziornie sterczało na wszystkie strony. Z ciekawością trącało
zbliżające się drobiny kurzu błąkające się w przestrzeni. Tyle
że one nie pragnęły pokojowego życia, chciały przeprowadzić
zmasowany atak na bezbronny dywan, by pozbawić go jego koloru. Ten
kurz nie lubił porządku. Pragnął chaosu, a co będzie najlepszym
punktem wyjścia, jak nie szarzejący stopniowo pomnik czystości.
Ofiarą ogarniętego
szałem brudu stała się też niewielka toaletka stojąca w rogu
pomieszczenia. Mimo wytartego blatu niechciane pyłki osiadały na
krawędzi lustra, gałkach szuflad, obliczu misternie rzeźbionych
zdobień. Wciskały się złośliwie do szufladek zagnieżdżając
między flakonikami perfum i pędzelkami do makijażu.
Podłogę pokrywały
wilgotne ślady stóp prowadzące od łukowego przejścia do lekko
uchylonych drzwi, za nimi kryło się pomieszczenie będące
spełnieniem większości kobiecych marzeń. Wiedziałem, ze znajduje
się tam jej buduar i choć nie przypominał on tradycyjnego miejsca
odpoczynku, to mogłem sobie wyobrazić rzędy kreacji opatulonych w
bezpiecznych wełnianych zwojach. Z każdej z nich zwisała kolorowa
wstążka, po której kurtyzana rozpoznawała zawartość, jednak jak
odczytać ten niezwykły kod nigdy się nie domyśliłem.
Czułem, że nawet
bliższe poznawanie otoczenia przestawało starczać dla zajęcia
myśli. Coś z wydarzeń ostatnich dni nie dawało mi spokoju, jakaś
niepewność kołatała się z tyłu głowy powoli doprowadzając do
szału.
Myśl, że o czymś
zapomniałem, że coś przeoczyłem, że nie powiązałem
najprostszych spraw.
Od kiedy Ily pojawiła
się w moim małym świecie miałem wrażenie ciągłego zgrzytania w
mechanizmie. Towarzyszyła mi pustka, jakbym nie był poinformowany o
czymś znanemu całemu towarzystwu...
-Kładź się, godzina
duchów nie jest dobrą porą na rozmyślania.
Błękitne tęczówki
wpatrywały się we mnie uważnie, a ich właścicielka powoli
podniosła się z posłania pozwalając opaść ciemnej grzywie na
czoło.
Nie sądziłem, że ją
obudzę, Mirana należała do osób o kamiennym śnie w każdych
warunkach. Nieważna zamieć, trzęsienie ziemi, najważniejsze
wydarzenie roku, jeżeli postanowi naładować baterie nic jej nie
potrafiło dobudzić, a jednak w tym momencie mnie obserwowała.
-Nie patrz na mnie jak
na wariatkę- powiedziała opierając głowę na ramieniu- twoje
zdenerwowanie wpełza mi pod skórę. Rano tradycyjnie wyjedziesz,
gdzie to masz wyjechać, załatwisz niecierpiące zwłoki sprawy i
powrócisz bogatszy o nową bliznę, sakiewkę czy mocniej obciążone
sumienie.
Nawet nie wiedziała,
jak blisko prawdy się znajdowała.
Czekał mnie kolejny
wyjazd usłany kłamstwami, machlojkami, tą czy inną zbrodnią.
Tyle, że tym razem scenariusz się zmienił...
Prywatna audiencja
różniła się od oficjalnych spotkań właściwie to jedynie
miejscem. Królewskie oficjum zastępowały zadbane ogrody utrzymane
w stanie wiecznej zieleni. Dla petenta głębsze zainteresowanie
swoją osobą władcy nie zawsze kończyło się szczęśliwie i choć
większość z nich zabiegała o spotkanie osobiście, to zapominali,
że zasady rozmowy diametralnie się zmieniają, przynajmniej dla
króla.
Tu znikały
neutralne
tematy typu pogody czy nastroju ludu. Nie omawiano też spraw
niecierpiących zwłoki. Czas spędzony pośród równo przyciętych
roślin oraz szumu sieci strumyczków, pozwalał władcy poznać
interesanta dogłębniej, a wyciągnięte, pozornie nieistotne,
informacje potrafiły dostosować gracza do misternych planów.
Nie, gwałtownie
podejmowane decyzje nie znajdowały tu racji bytu, to było miejsce
na chwilę refleksji przed podjęciem drobnego kroczku w labiryncie
spisków.
Dlatego prywatna
prośba o spotkanie wróżyła jedynie problemy, ale przecież nie
wypadało odmówić głowie królestwa.
-Król czeka na
ciebie przy fontannie Nix w północnym skrzydle- powiedziała
towarzyszącą mi kobieta.- Nie jestem pewna czy cię to pocieszy,
ale wydaje się z czegoś niesamowicie zadowolony.
Ani trochę nie
poprawiało mi to humoru. Za to pozwoliło się spodziewać końca
względnego spokoju w stolicy. Z ust władcy nie padły jeszcze
odpowiednie słowa, a mogłem powoli pakować manatki do kolejnej
podróży. Znalazł lukę, którą mogliśmy wykorzystać z profitem
dla wszystkich, w końcu byliśmy jego wysłannikami, lecz nie
opłacały nas pieniądze ze skarbca. Wypełniane misje zwykle
wiązały się ze wzbogaceniem jej uczestników. Co jak co, ale
lepiej było nas spłacać na bieżąco, nikt nie mógł sobie
pozwolić na dług.
Swoją drogą
wolałem pozostać w mieście.
Zbyt wiele spraw
potrzebowało stałej kontroli. Za długo mnie nie było, by parę
tygodni spędzonych, w większości, na zajmowaniu się Ilygedyn
pozwoliło mi na doprowadzenie wszystkiego do porządku. Ledwo
ostatnio wróciłem, a skończyło się powstrzymywaniem rozróby
wywołanej przez rewoltę, teraz znowu trzeba będzie wyruszyć na
bogowie wiedzą ile, w tym czasie wiele się wydarzy pozostawiając
mnie znowu w tyle. Może i wszelkie inwestycje pozostaną pod dobrą
opieką, jednak trzymanie ręki na pulsie pozwala spokojniej spać.
Czemu ja się
okłamuję?
Przecież tu nie
chodzi o interesy. Pragnąłem być blisko tej wołającej o pomstę
do nieba istotki. Zostawienie jej jedynie pod opieką Clerriz podczas
szkolenia Mirany było kuszeniem losu, w ogóle zostawianie jej bez
odpowiedniego opiekuna było skrajną głupotą. Zdarzały się już
przypadki porwań, a ona wzbudziła zbyt duże zainteresowanie, gdy
rozeszły się wieści o nietypowym debiucie.
Wolałem zostać, by
mieć na nią oko.
Choć otaczające
mnie, równo przystrzyżone krzewy i człowiek czekający na końcu
ścieżki kazały rozgrzewać kości przed podróżą.
-Panie- skłoniłem
głowę w powitaniu.- Czym zasłużyłem sobie na to nagłe wezwanie?
-Chciałem spytać
czy znasz jakieś ciekawe miejsce do odpoczynku, wyjechałbym gdzieś
od tego zgiełku.
-Niestety- odparłem
ruszając za nim spokojnym krokiem- wszędzie gdzie przebywam zbyt
dużo się dzieje. Może krótkie odwiedziny w górskiej twierdzy?
Spojrzał na mnie
uważnie, jakby rozważał zmianę swoich decyzji. Nawet pokerowa
twarz nie potrafiła ukryć pracujących trybików jego umysłu.
Przez chwilę sprawiał wrażenie chęci odkrycia kart. To był
ułamek sekundy, który rozwiał się, gdy rozpoczął
niezobowiązującą rozmowę.
Mijaliśmy kolejne
alejki, krzewy, drzewa, kwiaty. Na granicy spojrzenia majaczyli
ludzie zajmujący się tym wszystkim, byli niczym pracowite mrówki
biegający, podcinający, przesadzający. Zajmowali się swoją
robotą pozostając poza zasięgiem słuchu.
-Zanudzam cię już
mój drogi, ale czasem miło pozwolić płynąć myślom. Polecałeś
mi góry, ja polecę tobie cudowne plaże wybrzeża. Tylko pamiętaj,
że nasze piaski nie są tak piękne jak te po drugiej stronie
błękitu.
Uśmiechnąłem się
spoglądając w te burzowe tęczówki. Chciałem, by zapamiętał, że
dałem sobą porywać niczym pionkiem na szachownicy. Im bardziej
przydatny byłem, tym na więcej mogłem sobie pozwolić i mimo
niechęci do nowej misji potrafiłem ją wykorzystać.
-Byłbym zapomniał-
dodał skręcając w jedno z przejść prowadzących do pałacu.-
Zapoznaj swoją Kruszynkę z tymi widokami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz