poniedziałek, 31 października 2016

X

Ciemne, jedwabiste kosmyki prześlizgiwały się między mymi palcami, gdy gładziłem jej włosy. Słodki zapach jeżyn mieszał się z domową wonią wypolerowanego drewna. Jedynymi dźwiękami były nasze równomierne oddechy oraz stłumiona melodia grana za rogiem.
Czuć było spokój, niczym podczas wiosennej bezchmurnej nocy, taki, gdy wisi nad tobą jeszcze ciepło otulającej cię matki. Rozlewał się on powoli po wszystkich członkach swój początek znajdując w powolnie bijącym sercu. Obejmował stopniowo komórki sprowadzając znajome odrętwienie. Otulał zmysły pozwalając jedynie cieszyć się chwilą rozleniwienia.
Chciałem mu się poddać. Być jak dziewczyna w mych objęciach, rozluźniona, ufna, spełniona. Pragnąłem pozwolić mu się zagnieździć na dnie umysłu, by mnie pokierował.
Jednak jakaś część mnie ciągle go powstrzymywała.
To przez nią rejestrowałem na nowo, każdy szczegół znajdującego się w pomieszczeniu wyposażenia.
Rysa na półce zastawionej książkami wydawała się lśnić w bladym świetle księżyca wpadającym przez okno.
Same tytuły, stare i nieuporządkowane, powoli zaczynały się chylić w pokłonie nad wspaniałością posadzki. Z każdą kolejną towarzyszką chciały przyjrzeć się bliżej, zmatowiałemu już przez upływ lat, drewnu. Pojedyncze, zapisane karty wystawały z pomiędzy pożółkłych stronic oraz zaściełały wolne przestrzenie wnęki. Osamotnione, otulone zostały przez puszyste kłębki kurzu pragnącego bliskości, lecz, co najważniejsze, także stabilności, które otrzymywał w zamian.
Choć wystarczyłoby szybkie machnięcie dłonią, a srebrzyste drobinki poleciałyby w powietrze odkrywając wyblakły tusz...
Czułem delikatne wibracje tańczące po metalowej ramie łóżka. Pląsały w swoim rytmie eksponując drgania świata. Wciskały się w obojętny puch siennika zapominając, że wiele warstw piór pochłonie je w mgnienie. Może zwyczajnie nie chciały się tym przejmować, pragnąc dostać się do jedwabnej pościeli otulającej nas.
Jaśniejące, w blasku pełni, jedwabie opadały łagodnymi falami z jej ciała. Podkreślały kobiece krągłości szczupłej sylwetki. Współgrały z jasną skórą, powodując, że włosy dziewczyny wydawały się kruczoczarne. Jedna z jej dłoni opadała poza krawędź ramy, a rozluźnione palce dotykały puszystego dywanu odpoczywającego leniwie na posadzce.
Białe włosie zadziornie sterczało na wszystkie strony. Z ciekawością trącało zbliżające się drobiny kurzu błąkające się w przestrzeni. Tyle że one nie pragnęły pokojowego życia, chciały przeprowadzić zmasowany atak na bezbronny dywan, by pozbawić go jego koloru. Ten kurz nie lubił porządku. Pragnął chaosu, a co będzie najlepszym punktem wyjścia, jak nie szarzejący stopniowo pomnik czystości.
Ofiarą ogarniętego szałem brudu stała się też niewielka toaletka stojąca w rogu pomieszczenia. Mimo wytartego blatu niechciane pyłki osiadały na krawędzi lustra, gałkach szuflad, obliczu misternie rzeźbionych zdobień. Wciskały się złośliwie do szufladek zagnieżdżając między flakonikami perfum i pędzelkami do makijażu.
Podłogę pokrywały wilgotne ślady stóp prowadzące od łukowego przejścia do lekko uchylonych drzwi, za nimi kryło się pomieszczenie będące spełnieniem większości kobiecych marzeń. Wiedziałem, ze znajduje się tam jej buduar i choć nie przypominał on tradycyjnego miejsca odpoczynku, to mogłem sobie wyobrazić rzędy kreacji opatulonych w bezpiecznych wełnianych zwojach. Z każdej z nich zwisała kolorowa wstążka, po której kurtyzana rozpoznawała zawartość, jednak jak odczytać ten niezwykły kod nigdy się nie domyśliłem.
Czułem, że nawet bliższe poznawanie otoczenia przestawało starczać dla zajęcia myśli. Coś z wydarzeń ostatnich dni nie dawało mi spokoju, jakaś niepewność kołatała się z tyłu głowy powoli doprowadzając do szału.
Myśl, że o czymś zapomniałem, że coś przeoczyłem, że nie powiązałem najprostszych spraw.
Od kiedy Ily pojawiła się w moim małym świecie miałem wrażenie ciągłego zgrzytania w mechanizmie. Towarzyszyła mi pustka, jakbym nie był poinformowany o czymś znanemu całemu towarzystwu...
-Kładź się, godzina duchów nie jest dobrą porą na rozmyślania.
Błękitne tęczówki wpatrywały się we mnie uważnie, a ich właścicielka powoli podniosła się z posłania pozwalając opaść ciemnej grzywie na czoło.
Nie sądziłem, że ją obudzę, Mirana należała do osób o kamiennym śnie w każdych warunkach. Nieważna zamieć, trzęsienie ziemi, najważniejsze wydarzenie roku, jeżeli postanowi naładować baterie nic jej nie potrafiło dobudzić, a jednak w tym momencie mnie obserwowała.
-Nie patrz na mnie jak na wariatkę- powiedziała opierając głowę na ramieniu- twoje zdenerwowanie wpełza mi pod skórę. Rano tradycyjnie wyjedziesz, gdzie to masz wyjechać, załatwisz niecierpiące zwłoki sprawy i powrócisz bogatszy o nową bliznę, sakiewkę czy mocniej obciążone sumienie.
Nawet nie wiedziała, jak blisko prawdy się znajdowała.
Czekał mnie kolejny wyjazd usłany kłamstwami, machlojkami, tą czy inną zbrodnią. Tyle, że tym razem scenariusz się zmienił...

Prywatna audiencja różniła się od oficjalnych spotkań właściwie to jedynie miejscem. Królewskie oficjum zastępowały zadbane ogrody utrzymane w stanie wiecznej zieleni. Dla petenta głębsze zainteresowanie swoją osobą władcy nie zawsze kończyło się szczęśliwie i choć większość z nich zabiegała o spotkanie osobiście, to zapominali, że zasady rozmowy diametralnie się zmieniają, przynajmniej dla króla.
Tu znikały neutralne tematy typu pogody czy nastroju ludu. Nie omawiano też spraw niecierpiących zwłoki. Czas spędzony pośród równo przyciętych roślin oraz szumu sieci strumyczków, pozwalał władcy poznać interesanta dogłębniej, a wyciągnięte, pozornie nieistotne, informacje potrafiły dostosować gracza do misternych planów.
Nie, gwałtownie podejmowane decyzje nie znajdowały tu racji bytu, to było miejsce na chwilę refleksji przed podjęciem drobnego kroczku w labiryncie spisków.
Dlatego prywatna prośba o spotkanie wróżyła jedynie problemy, ale przecież nie wypadało odmówić głowie królestwa.
-Król czeka na ciebie przy fontannie Nix w północnym skrzydle- powiedziała towarzyszącą mi kobieta.- Nie jestem pewna czy cię to pocieszy, ale wydaje się z czegoś niesamowicie zadowolony.
Ani trochę nie poprawiało mi to humoru. Za to pozwoliło się spodziewać końca względnego spokoju w stolicy. Z ust władcy nie padły jeszcze odpowiednie słowa, a mogłem powoli pakować manatki do kolejnej podróży. Znalazł lukę, którą mogliśmy wykorzystać z profitem dla wszystkich, w końcu byliśmy jego wysłannikami, lecz nie opłacały nas pieniądze ze skarbca. Wypełniane misje zwykle wiązały się ze wzbogaceniem jej uczestników. Co jak co, ale lepiej było nas spłacać na bieżąco, nikt nie mógł sobie pozwolić na dług.
Swoją drogą wolałem pozostać w mieście.
Zbyt wiele spraw potrzebowało stałej kontroli. Za długo mnie nie było, by parę tygodni spędzonych, w większości, na zajmowaniu się Ilygedyn pozwoliło mi na doprowadzenie wszystkiego do porządku. Ledwo ostatnio wróciłem, a skończyło się powstrzymywaniem rozróby wywołanej przez rewoltę, teraz znowu trzeba będzie wyruszyć na bogowie wiedzą ile, w tym czasie wiele się wydarzy pozostawiając mnie znowu w tyle. Może i wszelkie inwestycje pozostaną pod dobrą opieką, jednak trzymanie ręki na pulsie pozwala spokojniej spać.
Czemu ja się okłamuję?
Przecież tu nie chodzi o interesy. Pragnąłem być blisko tej wołającej o pomstę do nieba istotki. Zostawienie jej jedynie pod opieką Clerriz podczas szkolenia Mirany było kuszeniem losu, w ogóle zostawianie jej bez odpowiedniego opiekuna było skrajną głupotą. Zdarzały się już przypadki porwań, a ona wzbudziła zbyt duże zainteresowanie, gdy rozeszły się wieści o nietypowym debiucie.
Wolałem zostać, by mieć na nią oko.
Choć otaczające mnie, równo przystrzyżone krzewy i człowiek czekający na końcu ścieżki kazały rozgrzewać kości przed podróżą.
-Panie- skłoniłem głowę w powitaniu.- Czym zasłużyłem sobie na to nagłe wezwanie?
-Chciałem spytać czy znasz jakieś ciekawe miejsce do odpoczynku, wyjechałbym gdzieś od tego zgiełku.
-Niestety- odparłem ruszając za nim spokojnym krokiem- wszędzie gdzie przebywam zbyt dużo się dzieje. Może krótkie odwiedziny w górskiej twierdzy?
Spojrzał na mnie uważnie, jakby rozważał zmianę swoich decyzji. Nawet pokerowa twarz nie potrafiła ukryć pracujących trybików jego umysłu. Przez chwilę sprawiał wrażenie chęci odkrycia kart. To był ułamek sekundy, który rozwiał się, gdy rozpoczął niezobowiązującą rozmowę.
Mijaliśmy kolejne alejki, krzewy, drzewa, kwiaty. Na granicy spojrzenia majaczyli ludzie zajmujący się tym wszystkim, byli niczym pracowite mrówki biegający, podcinający, przesadzający. Zajmowali się swoją robotą pozostając poza zasięgiem słuchu.
-Zanudzam cię już mój drogi, ale czasem miło pozwolić płynąć myślom. Polecałeś mi góry, ja polecę tobie cudowne plaże wybrzeża. Tylko pamiętaj, że nasze piaski nie są tak piękne jak te po drugiej stronie błękitu.
Uśmiechnąłem się spoglądając w te burzowe tęczówki. Chciałem, by zapamiętał, że dałem sobą porywać niczym pionkiem na szachownicy. Im bardziej przydatny byłem, tym na więcej mogłem sobie pozwolić i mimo niechęci do nowej misji potrafiłem ją wykorzystać.
-Byłbym zapomniał- dodał skręcając w jedno z przejść prowadzących do pałacu.- Zapoznaj swoją Kruszynkę z tymi widokami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz