Mokry dotyk na szyi.
Szczupłe palce
obejmujące mój nadgarstek.
Gładkie drewno pod
dłonią.
Nieudana próba
podniesienia się do pionu.
Radosny śmiech
rozbrzmiewający na sali i jej uśmiech pojawiający się w zasięgu wzroku.
Owionął mnie słodki
zapach, gdy pochyliła się nade mną i delikatnie odsunęła włosy z czoła.
Świat się zakręcił,
barwy zamigotały.
Skrzypienie
otwieranych drzwi.
-Chodź wędrowcze-
zachwialiśmy się na pierwszym wzniesieniu.
Otoczenie straciło
stabilność. Ziemia zamieniła się miejscem z niebem.
Drzewa wyrastały
jedne z drugich, tańczyły w rytmie migotania plamek światła.
Chłodne powiewy na
karku, jakby gdzieś tam stał lodowy olbrzym.
Zapadłem się w
puszystą piankę. Otuliła mnie ona zewsząd.
Zimne dłonie na
rozpalonej skórze.
Splątane języki.
Płomień skryty za
koroną rzęs.
Strefy przyjemności
zalewane rozkoszą.
Znajomy ucisk w
kroczu i cichy śpiew rozwiązywanego troczka.
Bzyczenie nocnych
owadów dobiegało jak przez mgłę, lecz złośliwe ukłucie okazało się zbyt
rzeczywiste.
Gładkie zęby odwracały
uwagę skubiąc płatek ucha.
Leżałem nagi.
Lekki.
Bezwolny.
Każda moja część żyła
swoim życiem.
Błogi zawrót głowy.
Dziesiątki dłoni, setki
muśnięć, bezbronność szumu i siła słabości.
Palące spojrzenie.
Odruch
bioder.
Ciche
westchnienie.
Rozchylone
wargi kontrastujące z bladą skórą.
Spływające
krople po udach.
Pełne
połówki piersi z delikatnie zarysowanymi sutkami.
Zanurzyłem
twarz w srebrzystych kosmykach.
Palce
pozostawiały ciemne pręgi na chętnych pośladkach.
Narastający
pomruk w głębi trzewi.
Gwałtowność.
Cienie
drgające na granicy zmysłów.
Pragnienia
przejmujące władzę.
Pożądanie
obecne w rozpaczliwym zasysaniu.
Jednostajne
szepty.
Drobne
ranki na ramionach.
Intensywny
smak miodu ukrytego w kącikach ust.
Zapach
rześkości.
Płynąłem.
Zatapiałem
się głębiej i głębiej.
Ruch…
Ruch…
Nim
zniknę.
Trzeba
wyprzedzić ognie.
Ruch…
Ruch…
Niemoc.
Oddanie.
Wolność
spełnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz